poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Wróć, jeśli pamiętasz - recenzja książki

Wróć, jeśli pamiętasz autorstwa Gayle Forman to kontynuacja bestsellera Zostań, jeśli kochasz (znanego też pod wcześniejszym tytułem Jeśli zostanę), powieści o nastolatce, która w wypadku samochodowym traci rodzinę. Sama nie umarła, natomiast trwa w stanie zawieszenia, podczas którego wspomina dotychczasowe życie, aby podjąć decyzję, czy umrzeć, czy też pozostać dla krewnych, przyjaciółki Kim i chłopaka Adama.

Akcja rozgrywa się trzy lata po wydarzeniach z pierwszej części. Adam jest znaną gwiazdą zespołu rockowego, a Mia coraz popularniejszą wiolonczelistką. Jednakże to sprawiło, że ich drogi się rozeszły, każde z nich żyło własnym życiem, nawet się nie spotykając. To się zmieniło pewnego wieczora w Nowym Jorku.

Tym razem książka napisana jest z perspektywy Adama, również występuje narracja pierwszoosobowa. Myślę, że między innymi to czyni ją ciekawszą od Zostań, jeśli kochasz. Poznajemy w niej jego przemyślenia i styl życia, który wcale nie jest taki wspaniały i warty pożądania, jakby mogło się niektórym wydawać. Mnóstwo wywiadów, koncertów, wyjazdów w trasę, natarczywych fanów i praktycznie żadnej chwili dla siebie.
Większość ludzi sprzedałaby pewnie własną nerkę, żeby tylko spróbować życia, jakie prowadzę. A mimo to muszę sobie przypominać, że każdy kolejny dzień przeminie; upewniać samego siebie, że przetrwałem wczorajszy, więc dam radę i temu.

Nawiązując do poprzedniego akapitu dodam, że ciekawie jest przedstawiona przemiana Adama na skutek życia w stylu gwiazdy rocka. Wydarzenia z fabuły są przeplatane jego przemyśleniami, wspomnieniami i opisami drogi do sławy jego zespołu, a także utraty Mii. Ciekawe rozwiązanie, jednak to może też sprawiać, że powieść momentami się dłuży.
Zaczyna do mnie docierać, że istnieje ogromna różnica między wiedzą, że coś się stało - nawet wiedzą, dlaczego się stało - a uwierzeniem, że się wydarzyło.

Teraz tak na marginesie, bo o tym też chciałabym wspomnieć. Otóż strasznie nie podoba mi się okładka. Kompletnie nie przypadła mi do gustu. Wiem, że to nie jest najważniejsze w książce, jednak to też w pewnym sensie jej część i nie da się na nią nie zwrócić choćby odrobiny uwagi.

Ogólnie rzecz biorąc, powieść jest o wiele lepsza niż pierwsza część. Jak już wspominałam, to przede wszystkim zasługa zmiany perspektywy opisywanych wydarzeń, Mimo to i tak nie jest powalająca, po prostu takie miłe czytadło w sam raz na nudne wieczory.

Tessa

czwartek, 2 kwietnia 2015

Papierowe miasta - recenzja książki

Historia ta rozpoczyna się, kiedy Quentin i Margo mają po dziewięć lat. Podczas wspólnej zabawy znajdują w parku martwego mężczyznę. Czytając dalej, przenosimy się do czasu, kiedy bohaterowie mają już po osiemnaście lat i chodzą do tej samej szkoły. Między Q a Margo nie ma bliższej relacji, jednak chłopak od tamtego czasu nadal jest nią zafascynowany. Pewnej nocy dziewczyna pojawia się w oknie jego pokoju, aby pomógł jej w realizacji nietypowego planu.

Jest to jedna z powieści popularnego autora książek dla młodzieży Johna Greena. Napisał m.in. Gwiazd naszych wina czy Szukając Alaski. Podobała mi się jego twórczość, więc z chęcią sięgnęłam po Papierowe miasta. Pomimo nieco rozczarowującego zakończenia naprawdę było warto!

Co mnie w niej zauroczyło? Oczywiście bohaterowie tacy, jak na Greena przystało: Q, jego zabawni przyjaciele Ben i Radar, przebojowa, aczkolwiek tajemnicza Margo Roth Spiegelman. Jednak przede wszystkim wspaniałe przesłania i cytaty, które natychmiast ma się ochotę zaznaczyć, aby ich nie zapomnieć (przynajmniej tak to wyglądało w moim przypadku).

Z lektury tej książki można wywnioskować, że ludzie zazwyczaj nie są takimi, jak się prezentują pośród innych. Inaczej zachowują się w szkole, a jeszcze inaczej w domu czy wśród przyjaciół. Ponadto pewnymi elementami ze swojego życia czy zainteresowaniami zwyczajnie nie dzielą się z ludźmi. Aby w pełni poznać drugą osobę, musielibyśmy się nią stać, co jest fizycznie niemożliwe.

Jak powszechnie wiadomo, chłopcy zakochują się w dziewczynach i na odwrót. Jednak czy wtedy aby na pewno darzą uczuciem właśnie tę osobę, czy tylko wyobrażenie o niej? Tutaj pozwolę sobie przytoczyć cytat: Ale czy nie jest tak, iż na pewnym poziomie trudno nam zrozumieć, że inni są takimi samymi istotami jak my? Idealizujemy ich jako bogów lub lekceważymy jako zwierzęta. 

Tytuł Papierowe miasta można interpretować na różne sposoby. Papierowe, czyli nietrwałe, dwuwymiarowe.
Możesz się przekonać, jakie to wszystko jest sztuczne. Nie jest nawet na tyle trwałe, by je nazwać miastem z plastiku. To papierowe miasto.

W książce występuje również motyw podróży. Trzeba przyznać, że jest coś pociągającego w przemierzaniu całego kraju, mając do dyspozycji tylko samochód, przyjaciół i trochę pieniędzy.

Jedyną rzeczą, jaką mi się nie podobała w powieści, jest zakończenie. Naprawdę, muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś o wiele bardziej... spektakularnego? W każdym razie trochę się zawiodłam, oczekiwałam czegoś więcej, a to było takie nijakie, bez polotu.

Mimo tego książka bardzo mi się podobała i należy do moich ulubionych. Są w niej pewne refleksje, jak i również sytuacje, które rozbawiają do łez. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na ekranizację, która pojawi się w kinach w te wakacje! Tak więc jeśli ktoś zamierza przeczytać Papierowe miasta przed obejrzeniem filmu, nie czekajcie do ostatniej chwili, róbcie to jak najprędzej, bo naprawdę warto!

Tessa

środa, 1 kwietnia 2015

Z dwóch perspektyw - "Zbuntowana"

20 marca był dniem długo wyczekiwanym zarówno przeze mnie, jak i Luriko! Wtedy to wreszcie miałyśmy okazję obejrzeć "Zbuntowaną", ekranizację drugiej części trylogii "Niezgodna" autorstwa Veronici Roth. Jeśli ktoś nie zna fabuły, to w wielkim skrócie ją przybliżę: akcja rozgrywa się w przyszłości, w społeczeństwie podzielonym na 5 frakcji, zgodnie z cechami charakteru. 16-letnia Tris pasuje do kilku, co czyni ją Niezgodną. Takich ludzi się wyłapuje, ponieważ są zagrożeniem dla systemu frakcyjnego. Po pewnym czasie dochodzi do ataku jednej z frakcji.

Ogólnie rzecz biorąc, film bardzo mi się podobał. Co prawda odbiegał trochę od książki i zabrakło mi sceny z Tris pod wpływem serum pokoju (to właściwie jedyne czego żałuję), ale przymknęłam na to oko. Momentami odnosiłam wręcz wrażenie, że niektóre rzeczy zostały przedstawione w sposób bardziej logiczny niż w literackim pierwowzorze. No i główne wątki zostały zachowane.

Oglądając film z pewnością nie można narzekać na nudę. Bez przerwy coś się dzieje, zwrotów akcji nie brakuje, tak samo jak wątku miłosnego, który jest ciekawym uzupełnieniem. Theo James w roli Cztery, chłopaka głównej bohaterki, jak zwykle spisał się świetnie. Ponadto możemy zobaczyć wkurzającego Caleba, czyli brata Tris, a także momentami zabawnego (tu zaskoczenie!) Petera.

Nietrudno było dostrzec, że w tej części wykorzystano większą ilość efektów specjalnych niż w pierwszej. Można było się tego domyśleć po zobaczeniu zwiastunów, w których pewne elementy były trochę nielogiczne, na szczęście w filmie ich pochodzenie zostało wyjaśnione.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, a mianowicie soundtrack. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie 2 utwory wykorzystane na końcówce: Holes in the sky w wykonaniu M83 oraz Blood hands zespołu Royal Blood. To godne uwagi piosenki, zwłaszcza że nadawały scenom odpowiedni klimat.

Po obejrzeniu filmu byłam pozytywnie zaskoczona. Szczerze mówiąc, po wyżej wspomnianych zwiastunach nie spodziewałam się zbyt wiele, bo od razu można było dostrzec wiele niezgodności z książką. No cóż, tak zresztą było, ale wymienione przeze mnie plusy jak widać jakoś to zrekompensowały, skoro ekranizacja mi się podobała ;)

Tessa


Zgadzam się z moją przedmówczynią, aczkolwiek mam jeszcze kilka bardziej krytycznych uwag.

Po pierwsze: skrzynka. Jaka skrzynka? O co chodzi? A no o to, że kilka wątków fabularnych z powieści zostało skompresowanych i wrzucono je w jeden rekwizyt: metalową skrzynkę mającą rzekomo zawierać symulacje wszystkich 5 frakcji, które może przejść tylko Niezgodny. Wszystko po to, aby odblokować wiadomość zostawioną mieszkańcom Chicago przez potomnych. Ja wiem, miało to służyć koniecznemu skróceniu czasu trwania filmu, ale na początku (oczywiście kierując się książką) w ogóle nie było wiadomo, o co chodzi. 

Po drugie: zakończenie. Nie mam zamiaru tutaj oczywiście spojlerować, powiem jedynie, iż ciężko jest mi po nim wyobrazić sobie ekranizację "Wiernej". Niepokoi mnie to. Czy ostatnia cześć tej trylogii będzie jeszcze bardziej zmodyfikowana? Czas pokaże.

Po trzecie: właściwie to nie ma już po trzecie :)

Podsumowując, film podobał mi się bardzo, wyliczając wypunktowane wcześniej wady. Na zakończenie dodam tylko, że gorąco polecam ten film wszystkim, nawet tym, którzy nie oglądali pierwszej części. A to dlatego, że byłam na nim z kuzynką i tylko pobieżnie wyjaśniłam jej fabułę pierwszej części, a mimo to bawiła się świetnie i zachwala sobie tą ekranizację. Tak więc, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego seansu ;) 

Luriko