czwartek, 23 czerwca 2016

Mara Dyer. Tajemnica - recenzja książki

Hejka hej ^^.

Przybywam do Was dzisiaj z nowiutką recenzją :). Jak już zapewne zdążyliście się zorientować, będzie to recenzja pierwszej części trylogii Mara Dyer autorstwa Michelle Hodkin. Co prawda książkę przeczytałam podczas ferii zimowych, ale uczucia z nią związane są jak najbardziej żywe. Już teraz mogę Wam powiedzieć, że książka niesamowicie mnie wciągnęła. A żeby poznać bardziej szczegółową opinię na temat tej pozycji zapraszam do zapoznania się z dalszą częścią tego posta :).

Mara Dyer budzi się w szpitalu. Nie pamięta, skąd się tam wzięła. Można by pomyśleć, że nic gorszego nie mogło ją spotkać, a jednak. To, że nie pamięta wypadku, podczas którego zginęli jej przyjaciele, a ona w jakiś magiczny sposób ocalała, budzi w niej podejrzenia, że jest w tym coś więcej. I oczywiście ma rację. Mara nie wierzy w to, że po tym co przeżyła może się jeszcze zakochać, ale myli się. Każdy kryje w sobie tajemnicę. Wystarczy ją obudzić.

Fabuła niby nie jest nadzwyczajna, ale wciągnęła mnie bez reszty. I nie mam zielonego pojęcia, dlaczego. Zabijcie mnie, ale nie jestem w stanie wskazać dokładnej przyczyny mojego zachwytu. Niby pomysł nie jest zbyt oryginalny, mamy straszny wypadek w niewyjaśnionych okolicznościach, mamy troszeczkę nadprzyrodzonych mocy, mamy oczywiście romans z nieziemskim przystojniakiem, który także skrywa coś przed główną bohaterką. I tym sposobem toczy się historia, bo nic więcej Wam nie powiem, żeby Wam nie spojlerować :). Jednak klimat tej książki przyciągnął mnie jak magnes i nie pozwolił jej odłożyć ani na chwilę. Bo przecież kto by mógł przejść obojętnie obok takiego Noaha :D. Fabuła ma w sobie duży potencjał i rozwija się w zaskakującym kierunku, sprawiając, że jak najszybciej chcę zagłębić się w następny tom tej serii (nawiasem mówiąc, dzięki promocji w Empiku jakiś czas temu zaopatrzyłam się już w pozostałe dwie książki ^^).

Bohaterowie, jak już zdążyłam wspomnieć, są świetni. Z Marą bardzo łatwo się utożsamiłam i mogłam wręcz poczuć to co ona czuła, a to na pewno duży plus. Noah jest typem chłopaka, z którym chętnie bym się zaprzyjaźniła (tak... :D), ale również bohaterowie drugoplanowi mają w sobie to coś, co sprawia, że nie znikają oni w tle. Przez cały czas gdzieś z tyłu głowy majaczy nam wspomnienie o przyjaciołach Mary, jest jej najlepsza przyjaciółka, bracia i reszta rodziny, nawet po tylu miesiącach nadal pamiętam nauczycielkę oraz właściciela zaniedbanego psa, co jest w moim przypadku fenomenem, ponieważ posiadam dobrą pamięć, ale wybiórczą i krótkotrwałą ;).

Do opisów w Tajemnicy również nie mogę się przyczepić. Nie dłużą się, nie mamy wrażenia, że są niepotrzebne, a wręcz przeciwnie, bez nich czasami bardzo ciężko byłoby odnaleźć się w tej historii i wyobrazić sobie wszystkie wydarzenia. Nawet sceny batalistyczne nie były przesadzone, dokładnie i precyzyjnie przedstawiały okoliczności śmierci danej osoby (chociaż nie mnie to oceniać, ja tam lubię jak czasem poleje się trochę krwi :D). Nawiasem mówiąc, autorka spisała się na medal.

Styl Pani Hodkin bez dwóch zdań przypadł mi do gustu. Zdaję sobie sprawę, że ta recenzja będzie nieco stronnicza, ale przecież właśnie o moją opinię o książce tutaj chodzi, nie? :). Autorka pisze prostym, niewymagającym językiem, prowadzi akcję po takich torach, że można się spokojnie połapać, co się dzieje i nie zgubić się po drodze. Każdemu stworzonemu przez siebie bohaterowi nadaje indywidualizm, za co chylę czoła, bo to wcale nie jest takie proste, jak by się wydawać mogło. Zastosowana przez pisarkę narracja pierwszoosobowa z perspektywy głównej bohaterki bardzo dobrze pasuje do tej historii i pozwala lepiej zrozumieć Marę i dzielić jej uczucia. Przypadła mi do gustu, mimo że raczej preferuję narrację trzecioosobową. Mam tylko nadzieję, że w następnych tomach nic się nie zepsuje. Bardzo się tego obawiam, ponieważ często tak jest, że pierwsza część jest wspaniała, a kiedy ją wychwalimy, okazuje się, że druga część tej historii nie dorównuje pierwszej nawet w połowie. Ale jestem dobrej myśli ;).

Jeżeli czytaliście moje wcześniejsze recenzje, to na pewno wiecie, jaki zasadniczy minus znajduję w tej książce. Tak, zgadliście. Dlaczego nie została ona wydana w twardej oprawie ???? :(. Wielokrotnie zwracam na to uwagę i nie zamierzam przestać. Wiem, że twarde okładki więcej kosztują, ale po prostu nie dość, że ładniej to wygląda, to jeszcze wygodniej się czyta (oczywiście według mnie) i mamy pewność, że w podróży przypadkiem nie wygnie nam się okładka w plecaku, a co za tym idzie zwiększone będzie ryzyko pogięcia stron (co przy mieszkaniu w internacie jest bardzo ważnym aspektem). Ech... Poza tym jednym mankamentem książka została porządnie wydana. Ma piękną, mroczną, oddającą klimat historii okładkę oraz odpowiedniej szerokości marginesy. Mimo miękkiej oprawy okładka jest solidna i strony dobrze sklejone, dzięki czemu książka nie rozwala się. Papier jest lekko pożółkły, co sprawia że podczas czytania nie odbija on światła i nie razi naszych oczu, co również zaliczam za plus. Na dodatkową uwagę zasługuje nietypowa czcionka. Nie spotkałam się jeszcze z taką nigdy wcześniej, ale jest przejrzysta i ułatwia czytanie, co jest bardzo miłym zaskoczeniem ^^.

Podsumowując, w historii Mary Dyer się zakochałam i nie będę tego ukrywać. Polecam tę pozycję z czystym sercem każdemu, kto chce zagłębić się w ten interesujący świat tajemnic, poznać Marę i oczywiście Noaha, nie boi się nie zawsze szczęśliwych wydarzeń i oczywiście ma wolny czas, bo Mara Dyer jak raz chwyci to już nie odpuści :). Znajdźcie sobie wygodne miejsce gdzieś na świeżym powietrzu (zaraz wakacje i jest tak ciepło, że aż żal siedzieć w domu ^^) i czytajcie ;).

Jeżeli chodzi o ogłoszenia parafialne, to czeka Was coraz więcej postów tutaj na blogu. Kilka książek na mojej półce czeka na zrecenzowanie, do tego dochodzą jeszcze cytaty, a i niedługo powinien pojawić się mały book haul :). Z postów okołoksiążkowych i tych mniej związanych z czytaniem czekają Was na pewno jeden i jedna seria, z którą ruszę raczej pod koniec wakacji, więc czekajcie z (nie)cierpliwością ;).

Aha, jeszcze tak na odchodne, Mara Dyer. Tajemnica dostaje ode mnie 24/25 ^^.

Nie dajcie się i do zobaczenia już niedługo :).

Luriko

2 komentarze:

  1. Ja tam wolę książki w miękkiej oprawie :) Mi takie wygodniej się czyta, a na dodatek są lżejsze, więc gdy gdzieś się wybieram z książką to moja torba nie waży tony :)
    Mi również powieść bardzo się podobała (już ponad miesiąc próbuję napisać recenzję, ale utknęłam w połowie i jakoś kiepsko mi idzie), może nie jest tak bardzo zachwycona jak Ty, ale podobała mi się na tyle, by kupić następne tomy. Także na Empiku, także na niedawnej promocji :D
    Z perspektywy czytelnika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety jeżeli chodzi o transport to mam przykre doświadczenia z książkami w miękkich oprawach, w rodzaju pogięcia okładki książki pożyczonej od koleżanki, dlatego zostaję przy twardych oprawach i będę ich bronić do końca moich dni ;). Ale szanuję Twoją decyzję i o wiele ważniejsze jest to, żeby w ogóle czytać, nie ważne w jakiej postaci :).

      Usuń