piątek, 6 maja 2016

Theodore Boone. Oskarżony - recenzja książki

Hejka hej ^^.

Dawno mnie nie było, ale nie będę się nad tym za bardzo rozwodzić. Dzisiaj witam Was z moją opinią na temat książki Johna Grishama, a mianowicie Theodore Boone. Oskarżony. Przyznam, że dość ciężko jest mi pisać na temat tej książki, ponieważ nie przypadła mi za bardzo do gustu. Ale moim zadaniem, jako recenzenta (amatorskiego bo amatorskiego, ale nadal recenzenta) jest recenzowanie również takich książek, które mi się nie podobały. Tak więc bez dalszych wstępów, zapraszam do zapoznania się z moją recenzją. 

Historia opowiada o młodym Theodorze Boonie (jak sugeruje sam tytuł książki), uczniu gimnazjum w Strattenburgu, który jest synem pary świetnych adwokatów. Jak można się spodziewać, wie on więcej o prawie niż niejeden dorosły prawnik. Los jednak chciał, że to właśnie on został wrobiony w przestępstwo. W jego mieście miało miejsce włamanie do sklepu ze sprzętem elektronicznym, z którego wyniesiono kilka drogich rzeczy, a dowody jednoznacznie wskazują na Theo co sprawia, że policja uważa go za głównego podejrzanego. A jeśli sąd uzna go za winnego? Przekreśli to na pewno jego marzenia - zostać w przyszłości sędzią lub adwokatem. Zawieszony w prawach ucznia chłopiec musi udowodnić swoją niewinność, nawet za cenę złamania paru przepisów. Dodatkowo ktoś celowo szerzy w internecie informację, że to właśnie Theo jest złodziejem. Jaki ma w tym cel? I co łączy te pomówienia ze sprawą Pete'a Duffy'ego, oskarżonego o zabójstwo żony, który zniknął tuż przed procesem? 

W sumie to ja nie wiem, o co chodzi. Książka prawnicza jak się patrzy, konkretna fabuła i co by nie powiedział, nawet ciekawa. Jest jakaś akcja, która sobie idzie do przodu w jakimś tempie (bo nie powiem, że w bardzo szybkim, ale z kolei również nie w bardzo ślamazarnym). No to w sumie odpowiedź mam jasną: po prostu ta historia do mnie nie trafiła. Wolę fantasy, opowieści z wartką akcją i tego typu książki. Ale nie powiem, tego typu pozycja raz na jakiś czas jest dobrą odskocznią od szybkiej akcji, a w niej również sporo się działo. Podsumowując cały mój wywód na temat fabuły, była ona całkiem dobra i komuś, kto lubi książki z tego gatunku z pewnością się spodoba. 

Do bohaterów nie mogę się przyczepić w ogóle. Odebrałam ich jako niezwykle prawdopodobne osoby, dosłownie z krwi i kości. Bardzo się do nich przywiązałam i uważam, że Theo miał naprawdę wspaniałą rodzinę. Także dzieciaki w jego wieku otrzymały od autora bardzo realistyczne osobowości. Także te złe charaktery wybierały logiczne, a czasem nawet sprytne działania przeciwko głównemu bohaterowi. Jednym słowem obsada była nieprzeciętna i świetnie mogłam się utożsamić z głównym bohaterem.

Jeżeli chodzi o opisy, to w tej książce momentami miałam ich troszeczkę dość. Dobrze oddawały świat przedstawiony, ale czasami nie mogłam się wciągnąć, przez co opisy mi się troszkę dłużyły. Ale mam wrażenie, że to tylko moje odczucie i wszystkim tym, którzy lubią taki gatunek książek z pewnością nie będzie się dłużyło i szybko przebrną przez tą lekturę.

Pan Grisham wyraźnie specjalizuje się w książkach z wątkami prawniczymi (dowodzą tego inne jego dzieła), dlatego jego styl jest dość specyficzny. Oczywiście nie zrozumcie mnie źle, nie jest to styl trudny w odbiorze ani też specjalnie oryginalny (nie ujmując autorowi), ale akcja w dużej mierze opiera się na zawiłościach prawniczych. Mamy przepisy, rozprawy, sądy i tego typu sprawy. Wszystko jest oczywiście zrozumiale przedstawione, każdy może spokojnie połapać się we wszystkich rozprawach sądowych opisywanych przez autora, ale jeżeli ktoś nie lubi prawa (no nie wiem, ma jakieś uprzedzenia, może konflikty z nim?) to zwyczajnie nie będzie to książka dla niego. Poza tym jest to styl przystępny i zrozumiały dla każdego.

Przechodzimy w końcu do oprawy wizualnej. W tym momencie zapytuję po raz kolejny - co się dzieje z twardymi okładkami?!? Ech... Bo w Anglii, czy USA, to robią tak: najpierw wszystkie książki są wydawane w twardych okładkach, żeby więcej zarobić, a dopiero później robią reedycję w miękkiej okładce - oczywiście tańszą. Ale w Polsce musi być oczywiście odwrotnie. Najpierw w miękkiej (taniej), a dopiero później ewentualnie w twardej okładce, jeśli książka się dobrze sprzedawała. Albo obie edycje na raz, co popieram. Bo my musimy robić wszystko na odwrót. Okładka też mnie specjalnie nie zachwyciła. Za to trzyma się zaskakująco mocno. Czcionka jest świetna do czytania, jak i interlinia znacznie to ułatwia, a marginesy nie są za duże. Więc generalnie książka jest całkiem porządnie wydana.

Uff, no więc znacie już moją opinię na temat tej książki. Nie uważam, że zmarnowałam przy niej czas, ale również nie sądzę, abym miała ochotę sięgnąć po inne książki tego autora. A co Wy o niej sądzicie (jeśli ją czytaliście)? A może czytaliście inne książki Johna Grishama? Albo planujecie się za którąś zabrać? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach ^^.

A tak na marginesie, moja ocena to mocne 18/25 :).

Tymczasem nie dajcie się i do zobaczenia już niedługo ;).

Luriko

1 komentarz:

  1. Może kiedyś :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń